Ludzie

Beata Pawlikowska o Japonii

Napisała Pani książkę „Blondynka w Japonii”. Telewidzowie polubili program „Azja Express”, a turyści coraz częściej odwiedzają azjatyckie kraje. Dlaczego my, Polacy, tak dobrze czujemy się w Azji? 

Beata Pawlikowska: Myślę, że czujemy się dobrze na wszystkich kontynentach, choć rzeczywiście Azja ma w sobie coś szczególnego. To bardzo przyjazny kontynent do podróżowania. W większości azjatyckich krajów jest bezpiecznie, kolorowo, ludzie są przyjaźni i pomocni. Jedzenie jest pyszne i zdrowe, najbardziej w buddyjskich krajach (takich jak na przykład Tajlandia czy Kambodża), gdzie prawie wszyscy są wegetarianami.

Na okładce Pani książki czytamy: Pojechałam do Japonii. I okazało się, że wszystko jest inaczej! Co było dla Pani największym zaskoczeniem?

Chyba właśnie jedzenie. Wydawało mi się, że Japonia to bardzo zdrowy kraj, tymczasem krążyłam od sklepu do baru w poszukiwaniu czegoś, co byłoby wegetariańskie i naturalne. Wszystko było albo bardzo słodkie, albo z mięsem. Kiedy pytałam gdzie mogę kupić pomarańcze, podawano mi karton z sokiem pomarańczowym, tak jakby to było to samo, a przecież nie jest. Nigdzie nie mogłam znaleźć zwykłych orzechów, takich, które nie byłyby smażone, solone albo oblane lukrem. Nigdzie nie widziałam niczego, co byłoby organiczne. Najbardziej popularne japońskie przekąski oferowane podczas pikników i w parkach to smażone kiełbaski i smażone ryby. Na dworcu i w sklepach można kupić pudełeczka z gotowym jedzeniem, ale wszędzie jest mięso.

fot. Beata Pawlikowska

Z jednej strony kwiaty wiśni, z drugiej brutalna pornografia. Jacy naprawdę są Japończycy?

Są bardzo inni od innych narodów. Także dlatego, że przez pewien czas żyli w odosobnieniu, nie utrzymując kontaktów z resztą świata. Wtedy nikt nie mógł do Japonii przyjechać i nikt też nie mógł opuścić tego kraju. Japończycy skoncentrowali się na sobie, rozwijali różne dziedziny sztuki i swoją wyjątkową kulturę, którą kształtuje też fakt, że jest to niewielki kraj, gdzie mieszka bardzo dużo ludzi. Na powierzchni minimalnie większej od Polski żyje trzy i pół razy więcej ludzi. To musiało mieć wpływ na ich sposób myślenia i zachowania.

Porównuje Pani japońskie społeczeństwo do jedwabnych nici – razem tworzą imponującą całość, ale pojedyncze nitki są bez znaczenia. Jak Blondynka, którą kochamy za opowieści o amazońskiej dziczy, czuła się w tak uporządkowanym otoczeniu?

Bardzo podobało mi się to, że wiele sfer życia jest precyzyjnie zorganizowanych. Pamiętam jak stałam w ciemności, drżąc z zimna, w małej wiosce, czekając na ostatni autobus do miasta. Miał przyjechać o 18.16. Byłam sama na przystanku, na ulicy też nie było nikogo i wydawało się, że cały świat o mnie zapomniał. Na szczęście autobus przewidziany o 18.16 przyjechał o 18.16, a ja czułam się tak wdzięczna, że miałam ochotę śpiewać z radości.

„Perfekcyjne dziewczynki” to tytuł rozdziału poświęconego japońskim kobietom. Jak żyją współczesne Japonki? 

Nie chciałabym uogólniać. Są z całą pewnością kobiety, które mają odwagę być sobą i realizować swoje marzenia bez względu na oczekiwania innych ludzi. Widziałam jednak wiele kobiet, które wydawały się zamknięte w schemacie „grzecznej dziewczynki”, która ładnie się uśmiecha, nosi plisowaną spódniczkę, ma szeroko otwarte oczy, gładko uczesane włosy i zawsze jest gotowa przytakiwać, ale ona jako ona właściwie nie istnieje. Jest tylko po to, żeby spełniać oczekiwania innych. Nie ma własnego zdania i nie potrzebuje go mieć, bo gra pewną rolę, która jest społecznie akceptowana.

fot. Beata Pawlikowska

Japonia to synonim postępu i nowoczesności. Wielkie metropolie, anonimowość, zapracowani ludzie żyjący w izolacji. Czy Europa zmierza w tym samym kierunku?

Mam nadzieję, że nie. W Japonii powstało kilka specyficznych zjawisk, które nie istnieją – i mam nadzieje, że nie pojawią się – w Europie. Na przykład śmierć z przepracowania, która jest w gruncie rzeczy śmiercią spowodowaną przez wyczerpanie sił, wycieńczenie organizmu i przeciążenie serca, które po prostu pewnego dnia przestaje bić. Tak się dzieje kiedy ktoś pracuje po kilkanaście godzin dziennie przez kilka tygodni, i takie często jest milczące oczekiwanie pracodawcy.

Jeżdżąc do Azji wspieramy gospodarkę krajów rozwijających się. Ale masowa turystyka nieodwracalnie zmienia dziewicze miejsca i tamtejszych ludzi. Jak podróżować, by nie szkodzić?

Być człowiekiem. Myśleć i czuć sercem. Jeżeli widzisz małpę na łańcuchu, co robisz? Czy wyciągasz aparat, żeby zrobić jej zdjęcie i pochwalić się znajomym?  Czy może rozumiesz, że to jest nieszczęsny więzień, któremu odebrano wolność, więc nie robisz zdjęcia, żeby nie zachęcać miejscowych do chwytania dzikich zwierząt dla uciechy turystów? Urlop nie powinien być wakacjami od bycia dobrym, przyzwoitym człowiekiem.

Zaczęła Pani podróżować, kiedy niewielu Polaków wyjeżdżało za granicę. A jak dzisiaj, spotykając rodaków w różnych miejscach na świecie, ocenia Pani polskich turystów?

Raczej nie spotykam Polaków, bo podróżuję daleko od turystycznych miejsc. Lubię odkrywać nowe szlaki, śpię w hotelach dla tubylców, jem w przydrożnych barach, wnikam w tamten świat i staram się go poczuć, zrozumieć.

Z jednej strony mamy dziś do dyspozycji mnóstwo możliwości: tanie linie lotnicze, bezpłatne noclegi (couchsurfing), biura podróży, które wszystko za nas zorganizują. Z drugiej strony masowa turystyka przytłacza powtarzalnością. Jak podróżować, by wciąż czuć się odkrywcą?

Nigdy nie korzystałam z couchsurfingu, nie byłam na zorganizowanej wycieczce,  nie korzystam z usług biur podróży. Kupuję bilet i wyruszam w drogę. Nie taką, która ktoś opisał w przewodniku, ale szlakiem czegoś, co mnie zafascynowało. Nie robię wcześniej rezerwacji hoteli, nie wypożyczam samochodu, tylko po prostu jadę przed siebie i podróż sama mnie prowadzi. Jeżdżę z tubylcami zatłoczonymi autobusami i pociągami, zatrzymuję się w małych wioskach i codziennie odkrywam coś nowego, zdumiewającego i zachwycającego.

fot. Beata Pawlikowska