7 grzechów głównych w wakacje
Podróże są dziś łatwiejsze niż kiedykolwiek, a jednocześnie jeszcze nigdy nie były tak skomplikowane. Na własne życzenie wpadamy w pułapki, które odbierają nam radość z wakacji. Jak podrożować mądrzej?
Podróżowanie jest moją pasją od czasów pierwszych pieszych rajdów PTTK w podstawówce. Z upływem lat zaczęłam wyjeżdżać coraz częściej, coraz dalej i nabrałam w związku z tym coraz więcej wątpliwości. Otwarcie internetowej wyszukiwarki lub aplikacji do rezerwacji uruchamia we mnie pytania, z których „dokąd?” należy do najprostszych. Po co właściwie wyruszamy dziś w drogę? Czy w dobie szybkiego dostępu do informacji podróże mogą nas jeszcze czegoś nauczyć? Czy podróżujemy dla siebie czy na pokaz? Poza pytaniami filozoficznymi nasuwają się te natury etycznej. Czy umiemy podróżować odpowiedzialnie i świadomie? Czy nasze wycieczki przynoszą światu więcej pożytku czy szkody? Czy w ogóle wypada się przemieszczać, biorąc pod uwagę ślad węglowy, tony śmieci pozostawianych przez turystów i smugi olejku do opalania unoszące się w morzach? U progu kolejnych wakacji przeprowadziłam rachunek sumienia. Oto siedem grzechów głównych współczesnych podróżników (i moich)
Zachłanność
Dorastałam w średnim polskim mieście, w którym niewiele się działo. Pierwsze studenckie podróże wciągnęły mnie bez reszty. Wracałam oczarowana i naładowana pozytywną energią. Apetyt rósł w miarę jedzenia (jeżdżenia), w końcu podróżowałam nawet kilkanaście razy w roku. Marzyłam o takim życiu, ale im było więcej wyjazdów, tym mniejsze robiły na mnie wrażenie. Autokarowa wycieczka do Londynu po maturze poruszyła mnie bardziej niż niedawny pobyt w pięciogwiazdkowym resorcie na Jamajce. Doszłam do wniosku, że choć intensywne podróże nie szkodzą, to mogą się przejeść. Częste wyjazdy fizycznie męczą, szybciej powszednieją, a efekt przyjemnego uniesienia po powrocie utrzymuje się krócej. Może popularną ostatnio postawę minimalizmu – mniej znaczy więcej – warto przyjąć także w kontekście podróżowania?
Nadgorliwość
Poza presją ilości i odległości na współczesnym podróżniku ciąży też presja efektywności. Na nic egzotyczne wojaże, jeśli nie wykażemy odpowiedniego poziomu aktywności, którym będziemy mogli się pochwalić. I nie chodzi już tylko o długą listę zabytków do zaliczenia. Dziś w turystyce rządzą doświadczenia. Wakacje w Indonezji? Obowiązkowo z warsztatami batiku i zajęciami z jogi. Jak Toskania, to w pakiecie z kursem sommelierskim i lekcjami gotowania. Urlop nad Bałtykiem? Koniecznie z noclegiem w latarni morskiej i łowieniem ryb z kutra (te należy jeszcze własnoręcznie uwędzić). Wypada tkać, malować, pleść, stepować – urlop to nie czas na obijanie. A wakacje to nie relaks, tylko kolejny krok w niekończącym się wyścigu po lepszą jakość życia.
Regularnie przeglądam oferty turnusów odchudzających, wyjazdowych warsztatów psychologicznych albo plenerów malarskich. Jednak w głębi duszy wolałabym po prostu wysączyć kieliszek wina niż uczyć się, jak ono powstaje. Kiedy nieustannie wystawiamy się na festiwal zdarzeń i wrażeń, stajemy się raczej otępiali i znudzeni niż zainspirowani. Ślizgamy się po powierzchni przeżyć, skrycie marząc o tym, żeby… porządnie się wyspać. Moja refleksja: o świecie dowiadujemy się najwięcej, kiedy dajemy się zaskoczyć, a precyzyjnie zaplanowany grafik uniemożliwia niespodzianki.
Interesowność
Urlop, wakacje, wczasy – dawno, dawno temu była to czysta rozrywka. Te czasy się skończyły! Dziś podróże muszą być użyteczne. Poradniki, trenerzy rozwoju osobistego i influencerzy namawiają, by każdy wyjazd wykorzystać do realizacji określonych celów Nie wypada bezmyślnie zalegać na leżaku, trzeba się rozwijać i wydobywać swój potencjał. Warto zoptymalizować wakacyjną przerwę, by przemyśleć dalszą karierę, zadbać o związek i podreperować relacje ze zbuntowanymi dziećmi. Odwiedzane miejsca należy opisywać, filmować i fotografować, a tak powstałe treści opublikować w mediach społecznościowych, budując zasięgi. Niektóre biura podróży oferują usługi osobistego fotografa, który wykona profesjonalne zdjęcia z urlopu, przygotowane pod kątem algorytmów Facebooka i Instagrama. Dobrym pomysłem jest też napisanie książki, w końcu dwa tygodnie urlopu do dość czasu, by zostać ekspertem od danego kraju. W najgorszym razie można wziąć udział w konkursie na wspomnienie z wakacji organizowanym przez producenta czegokolwiek. Liczy się zwrot z inwestycji.
Jako dziennikarka pisząca o podróżach przyznaję: obsesyjne próby efektywnego wykorzystania wyjazdów odbierają mi sporo beztroski. To wspaniale, kiedy pasja staje się źródłem utrzymania, ale gorzej, gdy zmienia się w regularną pracę. Presja , by spożytkować każdą wolną chwilę, odbiera sporo radości. Kiedy zapytałam Mikołaja Buczaka, autora książki Sobremesa. Spotkajmy się w Hiszpanii, dlaczego tak chętnie wraca na Półwysep Iberyjski, odpowiedział: “Uczę się tutaj, że nie zawsze musimy robić coś w jakimś celu. Możemy robić coś, bo sprawia nam to przyjemność – pójść do baru, posiedzieć w słońcu, napić się kawy i nie myśleć o niczym.”
Kontrola
Interesowność i nadgorliwość w podróży idą w parze z potrzebą kontroli. Dziś nie widzimy już miejsc, tylko produkty turystyczne. A my jesteśmy ich nabywcami, czyli płacimy i wymagamy. Rezerwujemy podróże i mamy określone oczekiwania. Nie chodzi tylko o klasę przelotu czy standard hotelu, ale wszystko, co nas spotyka. Nie po to spędzamy długie godziny na przedwyjazdowym researchu, żeby coś nas zaskoczyło. Przeglądając opisy w katalogach, zdjęcia na Instagramie i kadry z filmów tworzymy sobie w głowie precyzyjne koncepcje toskańskiej wsi, karaibskiej wysepki czy francuskiego zamku. Oraz nas samych w tej scenerii – wypoczętych, zrelaksowanych, opalonych.
Wszelkie odstępstwa od wizji traktujemy jak niedopełnienie warunków umowy. Hotelowy ogród sąsiaduje z placem budowy? Urokliwe miasteczko ma brzydkie przedmieścia? Partner chrapie na leżaku zamiast adorować? Autentyczność przyjmujemy z oburzeniem. Domagamy się zadośćuczynienia – od organizatora wyjazdu, lokalnych władz, urlopowych towarzyszy, losu. A gdyby tak przyjąć rzeczywistość taką, jaka ona jest i dać jej szansę? Po bliższym przyjrzeniu się może okazać się nie taka zła, a nawet zaskakująco ciekawa. Hotel okazał się daleko od plaży? Nie szkodzi, bo w czasie spaceru mijamy lokalny bazarek owocowy i świetną kawiarenkę. Pamiętam rozczarowanie, które poczułam nurkując na zaśmieconej rafie w Indonezji. Tymczasem jeden z uczestników wycieczki bez słowa złowił foliową siatkę i zaczął w nią zbierać kolejne napotkane na drodze śmieci. Inni zaczęli robić, to co on i po chwili wszyscy bawiliśmy się w poławiaczy „skarbów”. Fajna zabawa i dobry uczynek!
Krótkowzroczność
Kiedy byłam mała, często słyszałam od mamy: nie patrz w dół, tylko przed siebie! A ja uparcie szukałam na górskim szlaku ciekawych kamieni, na plaży muszelek i bursztynów. Choć omijały mnie widoki, przeżywałam wędrówkę po swojemu. Dziś taka uważność jest dla mnie odległym wspomnieniem. Choć w podróży często pochylam głowę, to głównie po to, by sprawdzić, jak wyszło zdjęcie w telefonie, a często, żeby od razu je przyciąć, wyretuszować i wysłać do grupy znajomych. Przyłapuję się na tym, że skanuję otoczenie pod kątem najlepszych kadrów. Nie dostrzegam już miejsc i ludzi, tylko atrakcyjne obrazki, które dodatkowo aranżuję, ulepszając zastaną scenografię: przysuwam wazon z kwiatami, by stanął obok filiżanki z kawą, ustawiam kieliszek na tarasie widokowym, by jak soczewka skupiał promienie zachodzącego słońca.
Mam w chmurze tysiące zdjęć, do których z braku czasu nigdy nie wrócę oraz mgliste wspomnienia tego, co działo się wokół mnie. A może zamiast telefonem lepiej zrobić zdjęcie w wyobraźni? Przystanąć, chłonąć widok, zapamiętać światło, krajobraz, kolory. Jeśli dodamy do tego zapach kwiatów, szelest liści i ciepło piasku pod stopami uzyskamy leszpy efekt niż zdjęcie 3D. W dodatku po zamknięciu oczu będzie dla nas zawsze dostępne, bez konieczności przeszukiwania tysięcy obrazów na dysku.
Uległość
Powiedz mi, dokąd jedziesz, a powiem ci, kim jesteś. A dokładniej: pod czyim znajdujesz się wpływem. Wybór kierunku tylko pozornie jest nasz. Często pozwalamy, by decydowali za nas inni. Nawet, jeśli nie musimy uwzględniać ich potrzeb i oczekiwań (Czy miejsce spodoba się partnerowi? Czy lot nie będzie za długi dla dziecka, a klimat za gorący dla seniora?), mniej lub bardziej świadomie kierujemy się radami znajomych, opiniami influencerów, trendami i marketingowymi sugestiami. Instagramowe konta uwodzą nas idealnymi kadrami, blogi kuszą niezapomnianymi przygodami, biura podróży dorzucają do tego wszystkiego promocję.
Podlegamy wewnętrznym przymusom, na przykład temu, by przywieźć takie zdjęcia, jak podpatrzone w Internecie. Wakacje traktujemy jak oznakę naszego statusu (pięć gwiazdek), stylu życia (eko i fit) oraz nietuzinkowości (Wyspy Owcze zamiast oklepanej Krety). Niestety, w dobie masowej turystyki , jakbyśmy się starali, nie będziemy oryginalni. Nie zadowolimy też wszystkich na raz – parntera, dzieci, rodziców, znajomych. Równie dobrze możemy więc robić to, na co mamy ochotę. Przynajmniej w czasie wakacji.
Bezmyślność
Podróże już nie kształcą – pod takim tytułem dziesięć lat temu w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł Pauliny Wilk, Karoliny Szymczak i Michała Witkowskiego, którzy zauważyli: „Błyskawicznie nauczyliśmy się używać świata, nie zaś zaznawać go”. Nie trzeba trafić do luksusowego resortu all inclusive ani podróżować klimatyzowanym autokarem, by znaleźć się w turystycznej bańce, która oddziela nas od prawdziwego życia miejscowych. Nawet backpackerzy, choć chcieliby wierzyć, że jest inaczej, podążają utartymi ścieżkami tanich hotelików, knajpek z muzyką i lokalnych wycieczek.
Podróże stały się szybkie i bezrefleksyjne. Przestaliśmy mieć czas na to, by naprawdę poznawać, uczyć się czy choćby uważnie obserwować. Podróże stały się projektem: chcemy wykonać listę zadań, najeść się, wypocząć. Od zrozumienia odmiennej kultury czy mentalności bardziej interesuje nas, jakie odniesiemy korzyści. A gdyby tak naszą hiperaktywność zamienić na interaktywność? Nie traktować podróży jak zmiany dekoracji, tylko z ciekawością i pokorą poznać miejsce, w którym się znaleźliśmy? Odezwijmy się do miejscowych zamiast oczekiwać szybkiej i nienarzucającej się obsługi. Nie kupujmy kolejnej pamiątki, lepiej zastanówmy się co warto „przywieźć” z lokalnych nawyków – może tradycję poobiedniej siesty? Podróże mogą być inspirujące – jeśli im na to pozwolimy.
Miliony przemieszczających się ludzi nie mogą się mylić: podróże wciąż są nam potrzebne do szczęścia. I choć nie ma już białych plam na mapie, to każdy wyjazd jest szansą na osobiste odkrycia. „Cel podróży” ma dwa znaczenia – geograficzne i filozoficzne. Odłóżmy telefon, nie róbmy zbyt ambitnych planów, bądźmy uważni. To od nas zależy, czy będziemy się tylko przemieszczać czy poznawać świat.
Świetny artykuł. Ujmuje to, co sama myślę o dzisiejszym podróżowaniu.
Bardzo dziękuję 🙂
Świetny artykuł i w pełni się zgadzam z przesłaniami 🙂
Cieszę się, dziękuję!
Zastanawiam się, czy to kolejny tekst który ma zwrócić uwagę na autorkę i jej bloga, czy ta autorefleksja pociągnie za sobą jakąś zmianę u Pani?
Niestety moralizatorzy mają tę nieznośną cechę, że swych uwag nie odnoszą do siebie. Pozdrawiam serdecznie
W tekście widać sporo mojej samokrytyki, co jest najlepszym dowodem, że stale nad sobą pracuję 🙂