Odloty i powroty
„Rzucić wszystko i wyjechać” – te słowa działają na wyobraźnię. Każdemu przynajmniej raz w życiu przeszły przez myśl. Bo kto z nas nie miał dosyć wszystkiego i nie chciał znaleźć się gdzieś bardzo daleko? Dziś piszę dla was z drugiej strony.
Nie zliczę, ile razy zastanawiałam się nad tym, jak wyglądałoby moje życie w innym miejscu. Z zachwytem dziecka pochłaniałam Pod słońcem Toskanii, Dom na Zanzibarze i Cenę wody w Finistère. Z otwartymi ustami przysłuchiwałam się rozmowom w knajpkach podróżników. Sama będąc w drodze, ciekawsko zaglądałam w okna mijanych domów, próbując podejrzeć skrawki barwniejszej codzienności. Za każdym razem powracało wtedy w myślach pytanie: jak wyglądałoby moje życie gdzie indziej? Choć czułam się szczęśliwa w Polsce, jakaś część mnie zawsze marzyła o zamieszkaniu gdzieś daleko.
Od pierwszych słów pokochałam słowa wiersza Czesława Miłosza Gdziekolwiek:
Gdziekolwiek jestem, na jakimkolwiek miejscuna ziemi, ukrywam przed ludźmi przekonanie,że nie jestem stąd.
Ale moje życie ułożyło się inaczej. Bardziej pasowały do niego słowa Michała Zabłockiego „Tutaj jestem, gdzie byłem, gdzie się urodziłem”. Nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek wyprowadzę się z Polski. Ale nie przestałam marzyć o dalekich krajach. I podglądać, jak robią to inni.
Prawie rok temu napisałam książkę „Rzuć to i jedź”. Zebrałam prawdziwe historie Polek, które odważyły się żyć inaczej. Wyjechały. Spakowały najważniejsze rzeczy, a resztę sprzedały, rozdały lub po prostu zostawiły za sobą, razem z życiowym niespełnieniem. Niektóre przed czymś uciekły – samotnością, nieudanym związkiem, wypaleniem w pracy, życiem w ciasnych ramach, w które próbowano je wtłaczać. Inne podążyły za czymś – nową miłością, pasją, lepszym, pełniejszym życiem.
Senegal, Karaiby, Malediwy, Kolumbia, Nepal, Antarktyda i Arktyka, Egipt, Kanada, Toskania, Australia – te miejsca stały się ich nowym domem. Tu zamieszkały, zakochały się, założyły rodzinę, znalazły pracę albo prowadzą własne firmy. Zamieniły zasypane papierami biurka na luksusowy hotel na tropikalnej wyspie, na podbiegunową stację badawczą albo na szkołę włoskiej kuchni. Polskie zimy – na południowe słońce. Życie jak wszyscy – na niesamowitą historię. Nie bały się wyruszyć w świat po szczęście, choć często musiały zapłacić za nie wysoką cenę. Ale żadna z nich nie żałuje.
Dziś, po roku, mogłabym już dopisać dalszy ciąg tych historii. Bo w życiu wszystko płynie. Połowa z moich bohaterek jest dzisiaj gdzie indziej, niż była w trakcie powstawania książki. Niektóre są w Polsce, inne przeprowadziły się w kolejne miejsca. Miniony rok przyniósł im rozstania albo powroty. Spełnienie marzeń lub zaskoczenie. Jak to w życiu. To było do przewidzenia.
Czy było też do przewidzenia to, że sama autorka książki, sama postanowi spróbować szczęścia z przeprowadzką? Jeszcze rok temu dotąd przeprowadzałam rozmowy do książki na skypie, z zacisza własnego domu. Wyczekiwałam momentu, kiedy córka pójdzie spać i umawiałam się na rozmowę. Siedziałam owinięta kocem, po drugiej stronie bohaterki mówiły do mnie z domków na plaży albo tarasów z niesamowitymi widokami. Dziś mogłybyśmy zamienić się miejscami.
Co przyniesie kolejny rok? Nie wiadomo, gdzie będzie każda z nas. Czy wobec tego w ogóle warto wyjeżdżać, wywracać swoje życie do góry nogami bez gwarancji, że przeprowadzka zakończy się powodzeniem? A co właściwie znaczy to powodzenie? Dobicie do bezpiecznego portu i zapuszczenie korzenia tam, gdzie czujemy się najlepiej? Bez powrotu, bo ten oznacza porażkę?
A może, jak pisze Miłosz w Gdziekolwiek, wartością samą w sobie jest
„wchłonąć jak najwięcej barw, smaków, dźwięków, zapachów, doświadczyć wszystkiego, co jest udziałem człowieka, przemienić co doznane w czarodziejski rejestr i zanieść tam, skąd
przyszedłem”?
Niezależnie od tego, który pogląd jest wam bliższy, zachęcam was do przeczytania „Rzuć to i jedź”. Ale ostrzegam: kontakt z tą książką grozi przeprowadzką na koniec świata, nawet gdy wydaje ci się, że jesteś ostatnią osobą, którą to może spotkać.