Myśli

Pisanie i emigracja

Zazwyczaj emigracja jest inspiracją do napisania książki. Przeprowadzamy się i chcemy to opisać. Powstało wiele świetnych książek o życiu za granicą – o samym wyjeździe, stopniowym odnajdywaniu się w nowej kulturze, budowie lub kupnie domu, zakładaniu międzynarodowej rodziny. U mnie było inaczej. Najpierw napisałam książkę, a dopiero potem wyemigrowałam, choć wcale tego nie planowałam.

Zawsze fascynowały mnie decyzje osób, które postanowiły wyjechać z Polski. Zwłaszcza, jeśli powodem było coś więcej niż wyjazd na typowe saksy na Zachodzie. Przeprowadzki z powodu miłości, projektu naukowego, chęci zmiany życia albo spędzenia emerytury w ciekawym miejscu wydawały mi się aktem odwagi, by sięgać w życiu po więcej. Podziwałam takie osoby i zaczęłam zbierać takie historie. Zaczynając od koleżanki z firmy, która wyjechała z rodziną na Bali, od słowa do słowa trafiałam na coraz więcej fascynujących ludzi, głównie kobiet (także z Klubu Polek), które odważyły się spakować i zacząć nowy rozdział gdzie indziej, często w niesamowitych miejsach, jak Malediwy czy podbiegunowe stacje badawcze. Najpierw rozmawiałam prywatnie, z czystej ciekawości, później zaczęłam spisywać wywiady na blogu i publikowałam je na różnych portalach. W końcu najciekawsze historie zebrałam w książkię pt. „Rzuć to i jedź, czyli Polki na krańcach świata” (wyd. National Geographic). Stałam się nieformalną ekspertką od emigrantek, choć sama nie planowałam ruszać się z Polski.

Zawsze lubiłam podróże, ale lubiłam też powroty. Książkę „Rzuć to i jedź” pisałam, gdy akurat podróżowałam najmniej – na rocznym macierzyńskim po narodzeniu córki. Trudno być dalej od podbijania świata niż między wózkiem a pieluchami. Ale niektórzy wierzą, że jeśli wystarczająco długo o czymś myślimy, przyciągamy to do naszego życia. Pisząc książkę mój umysł był zajęty emigracją. I proszę bardzo! Tuż przed ukazaniem się „Rzuć to i jedź” pojawiła się możliwość, bym wyjechała na kontrakt za granicę. Od ponad dwóch lat mieszkam w USA i właśnie kończę pisać o Nowym Jorku. Tym razem kolejność będzie właściwa: najpierw wyjazd, a potem książka.

Fot. Hayley Maxwell/Unsplash